Pani Krystyna Twardosz pochodzi z Lipnicy Górnej, tam też jest jej dom rodzinny i piękny ogród. Wiersze pisze już od dzieciństwa. Wykazywała się wielokrotnie w pisaniu utworów na uroczystości szkolne. Jej poezja jest bardzo osobista i prosta, bo jak mówi pisze dla ludzi prostych. Chciałaby zatrzymać na papierze to, co przemija, aby inne pokolenia mogły dostrzec to nasze teraźniejsze piękno.

Pani Krystyna natchnienie bierze z przyrody, a jej ulubioną porą roku jest jesień. Pisze, kiedy zapragnie przelać uczucia na kartkę. Czasami ma długie przerwy w tworzeniu, ale zdarza się i tak, że w ciągu dnia napisze nawet dwa wiersze.

 

Ukochana wiosko

Lipnico, Ty moja
Wiosko ukochana
Ty jesteś mą małą Ojczyzną
Tu się urodziłam,
Bardzo się związałam,
Z tą ziemią rodzinną – chociaż niezbyt żyzną.

Po której to ongiś
Nasi pradziadowie,
Bosymi stopami za pługiem stąpali
Nie szczędząc sił swoich
trudu i mozołu,
kropelkami potu tę ziemię zraszali

By dobrze rodziła,
wydawała plony
by starczyło chleba całej okolicy
Aby wyżywiła
godnie i do syta
wszystkie swoje córy i synów Lipnicy

Choć nie było dawniej
żadnych maszyn takich,
które by rolnikom w jej pracy ulżyły
Lecz nie było także
ugarów, odłogów,
wszystkie pola we wsi uprawiane były

Dawniej ludzie bardziej
ziemię szanowali
i za wszystkie plony dziękowali Bogu
Chociaż dziś na polach
maszyny pracują,
lecz gdzie okiem spojrzysz
pełno jest odłogów

Gdzie leży przyczyna
tej rzeczywistości?
Że ziemię rodzinna rzucają rodacy
Nikt ze wsią rodzinną
nie wiąże przyszłości,każdy szuka w mieście
jakiejś lżejszej pracy

Nie ma kto już dzisiaj
na roli pracować,
starszym już powoli opadają siły
Młodzi zaś w rolnictwie
nie mają perspektyw
więc w innej dziedzinie
chcą sprawdzić swe siły

Cóż z tego że domy
w Lipnicy są piękne?
zadbane i czyste,
nie znajdziesz gorszego
Lecz wieś się powoli
starzeje, wyludnia
wnet spotkasz tam tylko człowieka starego

O Lipnico moja,
Ty wiosko rodzinna,
Pięknie położona pośród wzgórz i lasów
może się doczekasz w najbliższej przyszłości
uznania dla siebie, swoich lepszych czasów

Lipnickie Palmy

Rojno, oraz gwarno jest dzisiaj w Lipnicy,
Nadciągają tłumy z całej okolicy.
Wszystkimi drogami, które do niej wiodą,
Sznury autokarów, samochodów – jadą.

Gromadzą się ludzie z różnych miast i wioski,
Przybywają tutaj prawie z całej Polski.
Zapytacie, czemu? Powód nie banalny,
Wszyscy chcą zobaczyć te lipnickie palmy.

Które nad lipnickim rynkiem powiewają
I przybyłym gościom pięknie się kłaniają.
Kibić ich wysmukła, sporo metrów mierzy,
Omal nie dosięgną do kościelnej wieży.

Wiklina w nich cienka, ładnie układana,
W równiutkich odstępach witkami wiązana.
Przybrana bukszpanem, różnymi kwiatkami,
W górze zaś z bibuły długimi wstążkami.

Którymi to, wietrzyk wiosenny powiewa
I zdać by się mogło, iż piosenki śpiewa.
O pięknej Lipnicy i o jej powstaniu,
Szlaku bursztynowym, praw miejskich nadaniu.

Kołysząc się lekko kłaniają się z góry,
Czekają cierpliwie na szanowane Jury.
By trafnie w konkursie palmy oceniono,
Aby rekordzistę wśród nich wyłoniono.

Wszystkie palmy na się dumnie spoglądają,
Każda pierwsze miejsce chciałaby dziś zająć.
Aby wygrać konkurs tak słynny jak wiecie,
By o niej mówiono, pisano w gazecie.

I tak od lat wielu w niedzielę palmową,
Na Lipnickim rynku tłocznie, kolorowo.
Jedni chcą oglądać te przepiękne palmy,
Innych zaś przyciąga pokaz kulinarny.

Ciemny chlebuś wiejski z pieca chlebowego,
Smalec ze skwarkami- wyrobu własnego.
Jest swojska kiełbaska i chłopska szyneczka,
Wędzonka świąteczna- prosto do koszyczka.

A w lipnickim GOK-u imprez co nie miara,
By się nie nudziła ta przyjezdna wiara.
Zaś wiejski kabaret wszystkich rozwesela,
Imprezę uświetnia ludowa kapela.